środa, 6 marca 2013

3. Ceviche, Zayn Malik i shit, shit, shit!

  Weszłam do domu trzaskając drzwiami i rzucając torbę w przedpokoju.
- Hej! Auto całe? Okna nie wybite? Nie było żadnego Projectu X ani listonosza?
- Co ty bredzisz?- z kuchni wysunęła głowę Malory.
- Co robisz?- dołączyłam do niej.
- Władam łyżką w królestwie śmieci- kuzynka wzruszyła ramionami.
- Daj to! Nie jesteś godna by to trzymać!- wyrwałam jej łyżkę i wygoniłam z kuchni- Daj mistrzowi popracować!
- A tak w ogóle to co jesteś w takim dobrym humorze, co?
- Spotkałam przyjaciela- wyszczerzyłam ząbki.
- Też takiego porąbanego jak ty?
- Nie AŻ tak, ale prawie.

  Hmm... Okay... Co ugotować? Nie ma tu świnek morskich (tak! w Peru je się świnki morskie, smakują jak kurczak, a piecze się je w całości, tak że mają łepek, oczy i łapki), więc zdecydowałam się na własną wersję ceviche, czyli ryba w zalewie z limonek i chili. Chili, chili i jeszcze raz chili! Wszędzie je dodaję. Tak jak bitą śmietanę. Może by dodać do niej właśnie chili...? Trzeba spróbować, ale potem. Gdy wstawiłam mięso do piekarnika, po kuchni rozniósł się piękny zapach. Jak w domu...

- Co tak pachnie?- usłyszałam głos Carol zbiegającej z góry.
- Ceviche!
- WTF?
- Masz, spróbuj-postawiłam przed kuzynkami talerze i patrzyłam jak wsuwają. Po chwili przestały i popatrzyły na mnie.
- Jest zatrute?- spytała niepewnie Mal.
- Nie, no co wy! Gdybym miała was zabić, zrobiłam bym to w trochę inny sposób. Zwabiłabym was do jakiegoś ciemnego i ciasnego pomieszczenia, a na podłodze walałyby się szczątki lalek, jak na tej wyspie, a was dwie... - nie skończyłam, bo dziewczyny naprawdę zbladły.
- Żartowałam! To jest rodzaj łapówki. A teraz: co wiecie o zespole One Direction?
- Yyy... Że to chyba najbardziej znany boysband w całej Anglii? A nawet na świecie?- ni to powiedziała, ni to spytała Caro.
- I że biją wszelkie rekordy: popularności, sprzedanych płyt, hitów...
  Fuck. Fuck, fuck i jeszcze raz fuck! Nie wiem, co robić. Okazuje się, że jestem przyjaciółką chłopaka, który ma tysiące, miliony, miliardy i biliardy fanek na całym świecie! Fuck. Ale to nic. Mam nadzieję, że też dla niego.
- A co tak wypytujesz?- spytała podejrzliwie Carol.
- Czekaj... To ma związek z tym twoim "przyjacielem"?- Mal dobrze kojarzy- Kto to?
- Kiedy mieszkałam w Bradford i chodziłam do szkoły, przyjaźniłam się z takim jednym. I dziś się okazało...
- NAZWISKO!- wrzasnęły obydwie kuzynki.
- Zayn Malik.

  Nie spodziewałam się ich reakcji. Malory zaczęła się walić po głowie i powtarzać O shit, shit, shit!  a Caro wyglądała nerwowo przez okna. A mówią, że to ja jestem walnięta.
- Nikt was nie widział? Inaczej i ty i on będziecie mieli problemy- powiedziała zatroskana Caro. W sumie ma rację. Są brukowce, strony internetowe i wiele wyobraźni... Ale od kiedy takie rzeczy mnie obchodzą? To tylko dawny przyjaciel, nie ma w tym nic złego!
- Wyluzuj mamo- poklepałam kuzynkę po ramieniu- Swoją drogą, gdybyś była matką, już dawno odebraliby ci prawa rodzicielskie albo twoje dziecko utopiłoby się w kałuży- wpadłam w atak śmiechu razem z Malory. Powlekłam się na górę do swojego pokoju. Zdążyłam się już w nim nieźle zadomowić. Wszędzie walały się rysunki i inne prace, moja ukochana i zdechła roślinka stała na oknie a na ścianie, o którą oparte było łóżko rozwiesiłam śliczną chustę z Indii. Jak w domu. Ogarnęłam się i rozpakowałam zakupy, czyli wywaliłam opakowania, a je wrzuciłam do szafy. Walnęłam się na łóżko i wrzasnęłam na cały dom "Dobranoc!!!" i już chciałam zasypiać, kiedy wpadłam na pomysł i wysłałam SMS do Zayna:









A po chwili dostałam kolejnego:






   A taki ciekawski jesteś, co? A ciekawe co z tą jego dziewczyną? Kiedy wtedy coś wspomniałam, spuścił wzrok i zmarkotniał... Rzuciła go! Jakaś pinda go rzuciła! Jak można rzucić chłopaka, który który sadza ludzi na drzewie?! Ciekawe, co zrobił? Zapikał telefon. "Hah, so no? Not suprise XD Meet somewhere tomorrow. I'm not workin" Czemu nie? Jeszcze trochę pogadamy. "Okay, bye and tell your buddies about ya on Animal Planet!" A potem zasnęłam z telefonem w ręku.
_____________________________________________________________________________
Jak? Komentować ludzie, bo ten mi nie wyszedł ;c Ale może inne bd lepsze XD

2. Naprawdę boisz się łysych ludzi?

- Bonnie, to ty?!- wytrzeszczył oczy a potem rzuciliśmy się sobie w ramiona. Tak, wiem jak to brzmi, ale bywa.
- Jak ja cię dawno nie widziałem! Chyba z 10 lat temu, co?- wciąż nie dowierzał.
- No, tak mniej więcej. Pod koniec trzeciej klasy...
- Ale jak ty mnie poznałaś?
- Znaczy, jakoś skojarzyłam twoje oczy. Masz takie brązowe.
- Dzięki, nie wiedziałem-roześmiał się. Ja zresztą też.
- Kopę lat. A ty? Mogłeś pomyśleć, że ja to ktoś inny- teraz ja spytałam jego. Pokręcił głową.
- To raczej niemożliwe- roześmiał się znowu- Jesteś zbyt oryginalna.
- Och, bo się zarumienię.
- Ale tak naprawdę, to sam nie wiem. Ale bliskich przyjaciół z dzieciństwa się raczej nie zapomina. Może gdzieś pogadamy? I przy okazji kupię ci kawę.
- Z dużą ilością bitej śmietany!!- wrzasnęłam.
- Dalej tak ją wcinasz?- zdziwił się.
- Kochany, ja jestem uzależniona- stwierdziłam ze satysfakcją. Po chwili Zayna zatrzymała jakaś dziewczyna.
- Mogę zdjęcie?- spytała nieśmiało. Chłopak się z chęcią zgodził i pstryknęłam im fotkę. Ale o co tu chodzi? Czy ja o czymś nie wiem?! Weszliśmy do kawiarni, Zayn kupił mi kawę i poszliśmy do parku, tego samego co rano z Malory. Teraz nie wytrzymałam.
- Zayn, o co chodziło z tym zdjęciem? Nie udawaj.
- Wtedy wyjechałaś do Peru, nie? A potem do Indii, mama mi coś mówiła...-nie wiedziałam, do czego zmierzał- Serio, nie wiesz?- jeszcze raz się upewnił- Czego słuchałaś wtedy?
- A jakie to ma znaczenie?
- Ma, nawet spore. Więc czego?
- Wiesz, nie miałam neta, tylko rodzice, a mi on nie był do szczęścia potrzebny, telewizor głównie na lokalne i parę amerykańskich stacji, a radio też, więc głównie płyty taty. Wiesz, Michael Jackson, Pink Floyd, Queen, Deep Purple, Spice Girls...
- Serio???
- No, co?! To też w końcu pop!
- Dobra, dobra- uniósł ręce w obronnym geście- A ja w 2010 dziesiątym roku spróbowałem swoich sił w X Factorze. No i tam poznałem chłopaków takich jak ja, i od tamtej pory jesteśmy zespołem-odparł wymijająco.
- To wszystko? I z tego ludzie proszą cię o zdjęcia? Jakoś nie wierzę. Śmiało, powiedz mi. Pamiętasz, jak mi opowiadałeś kiedyś wszystko? No, teraz też możesz- uśmiechnęłam się.
- Trzecie miejsce, ale potem podpisaliśmy kontrakt i...
 - Nazwa!
- One Direction.
   Zamurowało mnie. Tak, słyszałam o nich! Nawet w Indiach były sklepy z płytami i jakieś podróbki koszulek czy coś, ale nigdy nie zwracałam uwagi. Za to w Peru, moja koleżanka, coś mi o nich opowiadała, ale jakoś mnie to nie interesowało. Wolałam lamy.
- Serio?- pokiwał głową- Wow, nawet o was słyszałam. Ale czemu nie chciałeś mi powiedzieć? Że was wydam paparazzi na pożarcie? Że zemdleję na środku drogi? Że zacznę się drzeć? No, to akurat do mnie podobne- uśmiechnął się- To dlaczego?
- Sam nie wiem... Wiesz, chyba myślałem, że będziesz mnie inaczej postrzegać. Kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi, a ja nie chciałem tego stracić...
- Przecież dalej będziemy. Jeśli dasz radę znieść moje uzależnienie, wrzaski na widok łysych ludzi( tak, boję się łysych ludzi- mam peladofobię) i moje uwielbienie dla postaci z horrorów, to nadal będziemy przyjaciółmi.
- Naprawdę boisz się łysych ludzi?- spytał z niedowierzaniem.
- A nie mogę? Zabronisz mi?- stanęłam przed nim na środku alei z miną rozkapryszonej dziewczynki. Pewien straszy pan, który przechodził obok powiedział:
- Człowieku, daj jej to czy tam na to pozwól, bo ci dziewczyna spokoju nie da. Jak ty z nią chłopie wytrzymujesz?
- Ale to nie jest moja dziewczyna... Na szczęście- wyszczerzył się do mnie.
- O ty mendo! Ja z moją peladofobią byłabym najlepszą dziewczyną!
- Zwłaszcza dla łysego gościa!- Zayn już nie wytrzymał i prawie płakał ze śmiechu.
- Dobrze, że nie ma tu mojej lamy geja, bo by cię opluła. Znaczy opluł!- chłopak już leżał na ziemi i ciężko oddychał. Była połowa października, ale było jeszcze bardzo ciepło. Zayn leżał wciąż na ziemi więc wzięłam liście i rzuciłam w niego. No, dobra, praktycznie je wtarłam.
- You bitch! - Mulat poderwał się z ziemi, przerzucił mnie sobie przez ramię i posadził na najbliższym drzewie. Pięknie. Był o wiele wyższy ode mnie a moja gałąź też było dość wysoko. Siedziałam na niej tak, że kolana miałam oparte o pierś chłopaka. Pogroziłam mu palcem przed nosem.
- Każdą dziewczynę sadzasz na cienką gałąź?! Jeśli ją masz, to jej współczuję-prychnęłam. Zayn spuścił wzrok i się odwrócił. O-oo. Chyba coś się stało.
- Ej! Chyba mnie tak nie zostawisz, co?!
- A jak myślisz?
- Masz natychmiast tu przyjść i mnie stąd ściągnąć!- wrzasnęłam.
- Ani mi się śni- wsadził ręce w kieszenie i już miał odejść, kiedy znów się odezwałam, tym razem zmieniłam ton głosu.
- Zayn?- spytałam łagodnie. Odwrócił się i spojrzał mi w oczy. Ja też mu spojrzałam i tak chwilę paczaliśmy na siebie, jak w tych komediach romantycznych.
- Masz jeszcze liście we włosach- uśmiechnęłam się słodko.
- Ty mała jędzo!- znów mnie przerzucił sobie przez ramię i wrzucił w najbliższą i największą jednocześnie kupę liści. Nagle usłyszeliśmy wrzask faceta, grabiarza. Znaczy tego, co grabi liście. Właśnie tak. Grabiarza.
- Nie mają co robić małolaty, tylko wszystko niszczyć! Wynocha stąd, ale już!- Zayn powoli wstał (udało mi się go przewrócić, a co!), lecz ja z wrzaskiem i zawrotną prędkością ruszyłam do wyjścia. Po chwili dopadł mnie zdyszany Zayn.
- Co się stało? Czemu aż TAK wybiegłaś?
- Jak to, nic nie widziałeś? ON BYŁ ŁYSY!
______________________________________________________________________
I jak? Dla mnie taki se :/ Ale gif pasuje XD
Papa i proszę o komentarze! ;**


poniedziałek, 4 marca 2013

1. Jestem uzależniona od bitej śmietany...

     Próbowałam wstać, ale Malory leżąca na mnie tak trochę bardzo mi to utrudniała. Zepchnęłam ją z łóżka.
- Ała! Idiotko, złamałaś mi kręgosłup!
- Chyba czaszkę, bo mózg ci gdzieś wyleciał-mruknęłam masując obolałą rękę- Masz bardzo kościste plecy.
- A ty rękę-odparła Malory masując kości.
- Laski! Na dół!- wrzasnęła Carol.
- Wal się-mruknęłyśmy razem i wybuchnęłyśmy śmiechem.Ale przebrałyśmy się i zeszłyśmy do kuchni.
- Przynajmniej nie jedzie spalenizną- roześmiałam się jedząc tosty.
- Dobra, laski ja dziś mam zajęcia na uczelni, a wy co będziecie robić?- spytała Caro wrzucając klamoty to torebki.
 - Studiujesz? A co?- spytałam z pełną buzią.
- Sonologię i kompozycję-patrzyłam na nią z otwartą buzią.
- Tak, wiem, że nie wiesz co to- Malory wywróciła oczami- Sama do końca nie wiem, na czym to polega, ale jest to związane z muzyką. Bo Caro gra na pianinie i gitarze, a ja na tylko na perkusji.
- Nie grasz, tylko łupiesz- burknęła blondynka, lecz ruda nie zwróciła na nią uwagi.
- Znaczy, ona umie czytać nuty, a ja nie. A ty?
- Ja? Ja jestem uzależniona od bitej śmietany... A z muzyki to umiem rysować- wystawiłam język.
- No więc, laski? Ja już idę, a wy co?
- Może pójdziemy na miasto... A, tylko nie waż mi się brać auta!- wrzasnęła Malory, ale odpowiedział jej trzask drzwi- Eee... Pewnie nie weźmie, nie ma prawka...- lecz po chwili zbladła- O-oo... OBY go nie wzięła- spojrzałam na nią z przerażeniem. Witajcie w domu.

   Po jedenastej ( jedenastej! do tej pory zazwyczaj śpię!) wyszłyśmy z domu i pojechałyśmy najpierw overgroundem i przesiadłyśmy się na metro do centrum. Z Lewisham tak trzeba dojeżdżać.
- Okay... To, co ty tu już chyba wszędzie byłaś, więc może pójdziemy trochę poszpanować. Na kawę i zakupy, co?- spytała Malory.
- Wiesz, dawno nie byłam w  t a k i e j cywilizacji...-kuzynka wybuchnęła śmiechem- Ciuchy mi się jakieś przydadzą, w Peru inaczej chodzą- spojrzałam na przechodzącą dziewczynę obok mnie, w wytartych szortach, butach z ćwiekami i luźnym topie.

- To z zakupami poczekamy na tego gremlina Carol, a na razie pójdziemy... Ej, byłaś w Ripley's Believe it or? Tam gościu ma zmniejszone ludzkie głowy, od tych Indian, coś tam z Marsa, zmumifikowane syreny czy coś... Taki gabinet osobliwości. Coś dla nas- mrugnęła do mnie.
- Spadaj geju, co do mnie mrugasz!- wykrzyknęłam aż kobieta obok dziwnie się spojrzała, a para japońskich czy chińskich turystów zrobiła nam zdjęcie, jak się wydurniamy. I poszłyśmy. Jezus, te głowy mnie tak zafascynowały... Takie małe Samarki... Było nawet dwugłowe ciele i powiedziałam, że to Malory, a ona widząc jakąś dziwną, poskręcaną czaszkę powiedziała, że to ja. Ja wyglądałam ładniej. Potem, w parku dostałyśmy potężnej głupawki: nawalałyśmy się wszystkim, darłyśmy się jak wariatki i goniłyśmy po wszystkich alejkach i gadałyśmy do ludzi w niezrozumiałym języku.
 Potem Mal dostała SMS od Carol:

" Spotykamy się przy Primarku, tylko się nie zgubcie, bo wiem że jesteście do tego zdolne xx"

- To ona  sama gubi się w centach handlowych- prychnęła kuzynka. Ruszyłyśmy do metra. No i trochę pochodziłyśmy, bo to nie ta stacja, a ja pomyliłam linię( tak, chciałam wejść do niebieskiej, zamiast brązowej, która wywiozłaby nas Bóg wie gdzie). Ale w końcu stanęłyśmy przed ogromnym budynkiem. Niedaleko stała Carol.

- Co turystki?- przytuliła nas- A raczej dzikuski. Okay, idziemy, tylko teraz się nie zgubcie- chciałyśmy zaprzeczyć, że wcale się nie zgubiłyśmy, ale wtedy Caro wybuchnęła śmiechem. Po prawie trzech godzinach ( z czego prawie jedna czekania w kolejce) miałam już normalne ciuchy. Co nie znaczy, że przestanę nosić sweter z alpaki albo czapkę! No, więc: bluza, t- shirty( w tym jeden z Batmanem, drugi męski z Wolverinem!!!), szorty, trampki, kalosze, rękawiczki bez palców, bransoletki, dżinsy, leginsy i kubek. I jeszcze jakieś kosmetyki( nie wiem po co). I jeszcze sukienka( WTF? Co robi u mnie s u k i e n k a???) Malory też kupiła sobie kieckę, a Caro buty i spodnie. Potem obowiązkowo zaszłyśmy do Tesco po żarcie. Ja naładowałam sobie w wózek siedem bitych śmietan, miętowe czekoladki i parę smoothies. Malory napakowała tego dużo więcej: parę Tablerone, chipsy, smoothies i lody. Bardzo duża ilość. Carol, gdy to zobaczyła powiedziała, że płacimy z własnej kasy, a w jej wózku zauważyłam... Ej, to nie fair! Słodycze, lody i przekąski! I jeszcze, mało nie pękłam ze śmiechu-mleko. Nie wiem czemu, ale mi się wszystko dziwnie kojarzy. Po zakupach, kuzynki chciały już jechać do domu, ale ja się wydarłam, że" nie,nie i nie! Ja chcę zostać! Zostawcie mnie, siły nieczyste!", więc spojrzały na mnie, jak na dziecko specjalnej troski, a na ręce czarnym markerem (czyżby niezmywalnym?!) wypisały mi swój numer telefonu.

  Więc szwendałam się jeszcze trochę po mieście, kupiłam frappuccino w Starbucksie i poszłam przed siebie. Na chwilę przymknęłam oczy i poczułam jak zderzam się z kimś. Kawa wylana (moje frappuccino!), a ja podtrzymywana przez, jak się okazało chłopaka.
- Wszystko OK?- spytał z troską.
- Nie! Moje czekoladowe frappucccino z bitą śmietaną!- jęknęłam, a chłopak tylko się roześmiał- Jak chcesz, kupię ci nowe.
- Nie, w domu mam jeszcze siedem opakowań bitej śmietany- roześmiałam się, a chłopak zdjął okulary i bacznie mi się przyglądał. Już miałam odejść, kiedy coś w jego twarzy przykuło moją uwagę: oczy. Gdzieś już je widziałam, ale dawno...
- Zayn?- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
_________________________________________________________________________________
Trolololo! XD
Nie wiem czy wiecie, co bd później, ale specjalnie przerwałam w taki miejscu! Buahahaha!
Też was kocham, więc papapa ;**
I proszę o KOMENTARZE!

Prolog


   Moja porąbana rodzinka teraz znowu przeprowadza mnie do Londynu. Wątpię, aby ktoś w moim wieku mieszkał dwa razy w Bradford, trzy razy w Peru i niecałe dwa lata w Indiach. Ja tak. A to wszystko przez moją genealogię! Jestem (tak mniej więcej) 1/6 Peruwianką(o Boże, jak to brzmi), 1/6 Francuzką, 2/6 Polką(albo bardziej 1/6) i 2/6 Angielką. Jakaś masakra... Ale plusem jest to że wychowałam się wśród lam! To moje ukochane zwierzątka. Zawsze specjalnie przyprowadzałam kogoś, kogo nie lubię, żeby Zdzisia go opluła... A teraz znowu mi to zabrali!

   Ale wróćmy do porąbanej rodzinki. Urodziłam się w Bradford. Ok, normalnie. Potem parę lat spędziłam  w Peru, u dziadków, bo... tak i tyle. A i musieliśmy tak pilnować prababki, która ma schizofrenię, dlatego nas tam zwabili. Później wróciłam do Bradford i tam chodziłam aż do trzeciej klasy. Potem znowu wróciliśmy do Peru, bo babcia z dziadkiem zrobili podróż dookoła świata, a nam i cioci zostawili lamy pod opieką, z tym, że ciocia uciekła z moją kuzynką Malory do Irlandii (bo dziadkowie nie chcieli z powrotem tam puścić). Potem moi rodzice dostali jakąś  robotę w Indiach i tam mieszkaliśmy przez dwa lata. A potem dziadek zachorował a później zmarł, więc znowu mieszkaliśmy w Peru. Ale to wszystko od strony taty, bo od mamy to... A szkoda gadać. Babcia zmarła, gdy moja mama była jeszcze dzieckiem i ją i moją ciocię wychowywała Wredna Ciotka(inaczej na nią nie mówimy). Ma majątek i kasę, ale wydziedziczyła moją matkę i ciotkę, bo Clara pojechała na Filipiny i tam wyszła za jakiegoś skośnookiego Murzyna a moja mama poznała tatę i chciała z nim bronić praw człowieka w Czeczenii ( dafaq?) i pewnie cały majątek przepisze na młodszego d 20 lat właściciela fabryki porcelany, z którym ma romans. I teraz kiedy jestem pełnoletnia wysłali mnie do Londynu. A ja tak lubiłam siedzieć z prababką i słuchać o jej lamach, indykach i małpach, które przemawiały głosem Michaela Jacksona....

  I co teraz robię? Siedzę na lotnisku i czekam na moją ciotkę Edith, która obiecała przyjechać po mnie już dwie godziny temu! Znaczy... to nie jest moja biologiczna ciocia, bo moi dziadkowie ją adoptowali, ale to tym bardziej powinna się martwić! W końcu znudziło mi się łażenie po terminalu i pytanie ludzi czy widzieli mojego wujka Al'a Pacino (zamiast odpowiedzi, posyłali mi jakieś dziwne spojrzenia-zupełnie nie wiem czemu) i wyszłam na dwór. Jezus Maria, jak tu dziwnie! Normalnego lotniska nie widziałam od... raz, dwa,  trzy... Prawie trzy i pół roku! A to jeszcze Heathrow... Nagle zadzwonił mi telefon.
- Halooo???
- Cześć, wyjdź na parking C, po prawej od terminalu, zaraz będę...
- Ale kto? Co? Jak?- zadawałam bezsensowne pytania.
- Nie mogę teraz, prowadzę a prawdopodobnie mam policję na karku... Pa!
  I tyle. Nawet nie wiedziałam, czy to ciocia czy kto inny... A tą policją to się nawet nie przejęłam, mogłam się tego spodziewać po mojej rodzinie. Poszłam na ten parking i nagle na jego środku z piskiem opon zadriftował stary chevrolet. Wysiadła z niego dziewczyna z ogniście rudymi włosami i w dużych okularach słonecznych.
- Bonnie?-spytała, a widząc moje skinienie głową rzuciła- Szybko, dawaj walizki!-wzięła moją walizę i wrzuciła do bagażnika. Była tak drobna i chuda, że miałam wrażenie, że tego nie uniesie, a tu co? Wrzuciła moje klamoty jednym ruchem. Po tym, pociągnęła mnie za rękę i dosłownie wrzuciła na miejsce obok kierowcy i odjechała tak samo, jak się pojawiła- z piskiem opon i kłębami dymu.
- Pewnie mnie nie pamiętasz, co? Malory, twoja kuzynka- uśmiechnęła się i zdjęła okulary.
- Jezus, jak ty się zmieniłaś! Ostatnio cię widziałam chyba wtedy, jak Zdzisia zaczęła romansować z twoim Rockym, a potem ty wyjechałaś i okazało się, że Zdzisia to facet i że nasze lamy to geje...
- Tak pamiętam to! Dzwoniłaś wtedy do mnie, do Irlandii! A potem... Jakoś tak zanikł kontakt.
- No wiesz, w Indiach kiepsko z zasięgiem- roześmiałam się.
- A tak, coś o tym słyszałam...- też się roześmiała. Zaraz po wyjeździe z lotniska przyspieszyła tak, że aż wbiłam się w fotel.
- Mal...?-spytałam niepewnie.
- Co?
- Do ilu tu jest ograniczenie?- spytałam. Nie żebym się bała czy coś, ale tak jakoś... 180 km/h to trochę bardzo tak... dużo.
- Nie wiem, może do 110? Albo 120? A co?
- A nic, tak tylko pytam... A od kiedy masz prawko?
- Czekaj, teraz jest lipiec, a dostałam tak... w pod koniec czerwca. Znaczy, nie dostałam, znaczy dostałam, ale po 11 razach i tym razem wymusiłam to na nich- spojrzała na mnie. Jezus, nawet nie patrzy na drogę! Jezus, za blisko środka! Jezus, ciężarówka!!!
- Mal...-pisnęłam i zjechałam w dół na siedzeniu. Ona nawet nie patrząc na tira, znów skręciła na normalne miejsce.
- No, więc nie cały tydzień. Zabawne, a spisali mnie tylko 2 razy!- roześmiała się. Potem wjechałyśmy do miasta i Malory zwolniła (niesamowite!) i całą drogę przegadałyśmy. Niedługo podjechałyśmy pod niewielki niebieski  domek i tak weszłam  do mojego nowego domu. Z kuchni dochodził swąd spalenizny.
- Carol debilko, mówiłam, że masz wyłączyć!- wrzasnęła Mal do kogoś na górze i rzuciła się do okna, a ja do piekarnika. Kłęby dymu spowiły kuchnię, do której nagle pojawiła się postać... Czyżby moja Samara?
- Samaro, to ty?
- Jaka Samara, idiotko, dobrze się czujesz?- wrzasnęła na mnie postać. Gdy dym stopniowo opuszczał kuchnię, dokładniej przyjrzałam się dziewczynie. Miała długie, mokre blond włosy i owinięta była szlafrokiem. Ale pytanie brzmiało: kto do cholery był?
- Jestem Carol, starsza przyrodnia siostra Malory.
- Spadaj, tylko dwa lata, i to niecałe- naburmuszyła się kuzynka, a moja (jak się okazało) druga kuzynka objęła ją i potarmosiła po włosach.
- Ile szkód na mieście? Chevrolet cały?
- Tak!- ożywiła się Malory- Nie wpadłam na latarnie, hydranty ani na słupy!
- Sukces!- wykrzyknęły razem i przybiły piątkę. Po chwili Carol zwróciła się do mnie:
- Pewnie nie wiesz o co tu chodzi, co?
- Nie no, normalna rodzina... A właśnie: gdzie ciocia?
- Nikt ci nie mówił? Wyjechała z tatą do USA, na ponad pół roku.
- Dawno, z tydzień temu?-spojrzała na Mal- Od twojego prawka, nie? Dobra, zaprowadź Bonnie do pokoju, a ja tu ogarnę- pokazała głową w kierunku kuchenki.
- Przypominam ci, że to twoja wina-zanuciła Malory i z trudem uchyliłyśmy się od lecącego w jej stronę kapcia. Poszłyśmy na górę, na którą prowadziły wąskie schody. Minęłyśmy jedno piętro z sypialnią Caro i gabinetem jej taty i jeszcze jedną sypialnią, Malory. Na samej górze była łazienka i mój pokój. Kuzynka pomogła mi się rozpakować, czyli zaczęłyśmy się nawalać moimi ciuchami. Po tej głupawce zasnęłyśmy na jednym łóżku i nawet wołanie Carol na pizze nas nie obudziło.
___________________________________________________________________________________
Jak tam początek??? Może być?
Chciałam,żeby był śmieszniejszy ale jakoś nie wyszło ;c
Ale postaram się o lepsze kolejne ;)
Tak więc, bez względu na wszystko bardzo proszę o komentarze :3
Pa !!